Zdjęcia

hulanki, swawole, życie towarzyskie

F1030006 F1030007 F1030008 F1030009 F1030010 F1030012 F1030014 F1030015 F1030017 F1030018 F1030025 F1030026

F1020027 F1020028 F1020029 F1030030 F1030033

F1030031 F1030032 F1060001 F1060002 F1060003 F1060004 F1060005 F1060006 F1060007 F1060008 F1060009 F1060010

Obrazki z minionych miesięcy.
Ludzie są fantastyczni.

Naoglądałem się zdjęć obcych ludzi, o których wydaje mi się, że wiem dużo, pozazdrościłem i wstałem z łóżka. Odkopałem Nikona, który sam chyba nie pamięta dni, kiedy nie rozstawał się z moją dłonią. Zdjęcia zaczęły dla mnie oznaczać klimat, wspomnienia, a do takiego dokumentowania ciągle najlepszy jest analog. Jakość gdzieś uciekła, komponowanie kadrów też. No to biorę lustro i wychodzę na miasto. Mam nadzieję, że coś się wydarzy, w końcu pogoda taka brzydka.

Ostatnio dużo czasu poświęcam nowemu dziecku. Zwie się Kraków movie i jest blogiem o filmach. Zajrzyjcie proszę, napiszcie co myślicie, to pomoże w ulepszaniu treści i naszego pisania. Chcielibyśmy być fajni. Pomóżcie nam.

Do zoba na mieście.

Zwykły wpis
Zwykłe życie

piątek/niedziela/poniedziałek

Piątek.

Po piętnastej otworzyłem drzwi rozgrzanego mieszkania. Dowlokłem się do pokoju i zrzuciłem torbę. Odkleiłem od nóg spodnie (cholerny savoir-vivre! na egzamin w długich spodniach!) i rzuciłem się na łóżko. Przygniotłem jakieś notatki. Mam wakacje.

Dzisiaj napisałem ostatni egzamin. Polski system polityczny to nie jest coś, na co chętnie uczyłem się w niemal czterdziestostopniowym upale. Pełen jedynie nadziei wypełniłem test.  Zobaczymy.

A historię zdałem. Na 4,5. Mogę wszystko.

Koniec semestru świętowaliśmy u Klaudyny. Z pomocą Bożą i ludzką dotarłem do mieszkania w momencie, w którym powinienem. Akurat samokontrola pod wpływem to moja mocna strona. Albo po prostu gorszych epizodów nie pamiętam.

Sobotę przespałem.

W niedzielę pojechałem z Anką na festiwal jedzenia do Forum. Zjedliśmy niewiele. Mało było za darmo, a jedynym pieniążkiem jakim dysponowaliśmy była karta. Ale jedzenie było piękne. Pojechaliśmy za to potem na klopsiki do Ikei. To znaczy ja jechałem na klopsiki. Anka zamarzyła o pudłach, w które wrzuci swój pierwszy rok w Krakowie. Ja już jedno mam.

Potem pudła wielkości małej łazienki uratowały nam głowy przed zmoknięciem – gdy wracaliśmy niebu zachciało się padać.

W poniedziałek sprzątałem resztki krakowskiego życia na Czyżyńskiej. Drugi rok przeżyję gdzieś indziej. Nie wiem gdzie, ale nie tam. Będzie inaczej, nie zamieszkamy taką grupą, nie z takim klimatem. Będzie gorzej i tego się trochę boję. Póki co wyssałem kurz zza łóżka, uprzątnąłem biurko, spakowałem ubrania. Obładowani resztkami Krakowa, razem z Anką, wróciliśmy do domów.

Jest cudnie.

W domu zjadłem obiad, poplotkowałem, położyłem się we własnym, chłodnym łóżku. I pognałem na rozmowę kwalifikacyjną. Bo chcę pracować w klubokawiarni. Denerwowałem się. Po wyprasowaniu dwóch, różnych koszul, sięgnąłem po koszulkę z batmanem. Nie będę nic udawał. Nienawidzę stroić się w upał, więc nie będę. A rozmowa wypadła świetnie, może się uda. Tylko kiedy ja w takim wypadku zdążę wyremontować pokój?

Odwiedziłem też liceum. Puste, zielonkawe korytarze. Bez znajomych, bez krzyczenia „cześć” do każdego napotkanego ucznia – prawie nikogo już nie znam. Odnalazłem Panią Profesor – naszą wychowawczynię – wykradłem ją z sali, klasa nie protestowała jakoś przesadnie. Wyściskaliśmy się i poplotkowaliśmy naprędce.

Dlatego ciągle jest tam po co wracać.

Zwykły wpis